Dziedziczenie w Polsce nie jest kwestią jasną i łatwą do zrealizowania. Takie mamy prawo, że wszystko musi być jasno udokumentowane i potwierdzone przez sąd. Tak się złożyło, że jedna ze spraw, która była rozpatrywana w 1999 roku, a następnie w roku 2010, zakończyła się dwoma sprzecznymi orzeczeniami sądu.
Problemy ze spadkiem po ojcu
Mieszkanka Biłgoraja po śmierci męża w 1998 roku złożyła wniosek o postępowanie w sprawie pozostawionego testamentu. Zmarły wskazał na spadkobiercę swojego syna. W 1999 roku sąd wydał orzeczenie o całkowitym przejęciu spadku przez syna, zgodnie z treścią testamentu.
W 2010 roku kobieta ponownie zgłosiła się do sądu, prosząc o ponowne rozpatrzenie kwestii majątkowych. Tym razem orzeczenie sądu wyglądało zupełnie inaczej. Spadek otrzymał nie tylko syn zmarłego, ale również jego brat i matka.
Kwestia różnych podziałów majątku stała się ostatnio przedmiotem oskarżenia. Sprawę zgłosił Robert Hernand, Zastępca Prokuratora Generalnego. Biłgorajski sąd oskarżono w sumie o 5 naruszeń. Czy słusznie?
Sąd nie jest winny
Kwestią kluczową w tej sprawie jest zatajenie obecności testamentu. Kiedy żona zmarłego ponownie zgłosiła się do sądu, sprawą zajmował się inny sędzia. Nie widziano powodu, dla którego konieczne byłoby cofnięcie się do akt sprzed lat, stąd nikt nie zorientował się o testamencie. Sąd wziął pod uwagę zeznania rodziny, które były ze sobą zgodne w stu procentach.
Prezes biłgorajskiego sądu tłumaczy, że wina leży wyłącznie po stronie rodziny zmarłego, a procesy sądowe odbywały się zgodnie z prawem. Gdyby w 2010 roku sędzia wiedział o testamencie, orzeczenie byłoby inne.
Jaki będzie finał tej sprawy? Prezes nie zamierza pociągać sędzi do odpowiedzialności. Sprawą zajmie się Sąd Najwyższy, który prawdopodobnie przywróci obowiązywanie orzeczenia z 1999 roku. Wyrok z 2010 roku cofnięto.
Trzeba przyznać, że sprawa jest dość ciekawa, jednak trudno dopatrywać się w tym wszystkim winy sędziego. Sprawa pokazuje również, jak skomplikowane są procedury spadkowe w Polsce.